Środa była bardzo niezwykła w
swojej codzienności…
Po przekroczeniu bramy muzeum swoje
kroki skierowałam do centrum informacyjnego.
Miałam pomagać przy wydawaniu pakietów rocznicowych Powstańcom, a
czasami zawieść takowy do domu. W myślach już snułam hipotetyczny przebieg
spotkania… pierwsze minuty jednak spędziłam spoglądając na leniwe wskazówki
zegarka, które rytmicznie przesuwały się do przodu. Gdy większa z nich zakreśliła
pełny kąt, udałam się na górę do centrum wolontariatu, poszukując ambitniejszego
zadania niż zajmowanie krzesła ;) Kiedy znajduje się człowiek, znajduje się i
zadania powiadają, dlatego już po chwili znalazłam się przy komputerze
wypisując godziny i telefony kancelarii
parafialnych do których miałam dzwonić, ustalając kwestię Kwesty przed kościołami.
Przy drugiej rozmowie, zostałam odesłana do Kurii Warszawskiej. Sprawę przejął
Bartek, a ja znów zostałam bezrobotna ;) W oczekiwaniu rozwiązanie sprawy, zajęłam się składaniem
puszek na kwestę i inną papierkową robotą.